Nie Disney


1.

Nie chcąc nikogo niepokoić otworzył drzwi z klucza. Po wejściu zobaczył na końcu korytarza zgrabną oliwkową łydkę. Przerażony zaczął topić się w dobiegających z radosnego pomieszczenia głosach. Chciał przemknąć do swojego pokoju ignorując gości współlokatora nim będzie za późno. Niestety, zawsze jest za późno. Zawsze widzą, a potem myślą, że nie byli wystarczająco dobrzy, by gbur zaszczycił ich swoją obecnością. Tak naprawdę, wcale nie zaprzątają sobie nim głowy. Skomentują co trzeba i zapomną o półprzeźroczystym.
- Hej. Zupełnie jak w szwajcarskim zegarku. – zasłaniając widok na łydkę z pokoju dziennego wyszedł Rafał - Właśnie mówiłem Bo, iż nie spóźniam się do pracy jednie dzięki temu, że o 6:30 słyszę przez ścianę jak włączasz komputer.
- Może lepiej zachowajmy dla siebie, jakie się budzimy po kolejnej upojnej nocy.. – Zbyszek grał na czas.
- Przyłączysz się do nas? – tego pytania nie znosił najbardziej. Szybki rachunek sumienia wykazał, że tym razem musi wykrzesać z siebie niepewne tak. Odwiesiwszy kurtkę do szafy przyjął najbardziej naturalny ze swoich wymuszonych uśmiechów – ten udający zaskoczenie i ruszył za współlokatorem.
Wszyscy zaproszeni do pokoju dziennego chwalili jego nowoczesność. Współcześnie recepta na nowoczesność w meblowaniu wnętrz jest bardzo prosta. Wszystko musi się ze sobą gryźć. Wtedy mówi się, że knajpa, pokój, czy klinika aborcyjna mają klimat. Z takiej perspektywy pomieszczenie, którego próg miał właśnie przekroczyć Zbyszek było ultranowoczesne.
Znał zgromadzonych wewnątrz, czyli było zdecydowanie gorzej niż się spodziewał. Była więc nie tylko oliwkowa łydka ale jej właścicielka, trzymająca w wypielęgnowanych dłoniach cienki rosyjski papieros. Nie był zapalony, tylko trochę sfatygowany. O bok fotela, z którego Bo częstowała swoją kończyną świat opierała się siedząca na podłodze krótko obcięta brunetka o ostrych rysach. Joanny Zbyszek bał się jej najbardziej, zwłaszcza tych drwiąco drgających kącików ust, za którym czaiły się cięte, wyważone słowa.
Zbyt radośnie się przywitał. Za szybko przeszedł przez pokój i usiadł w zbyt bezpiecznej odległości przy Stevenie. Miał nadzieje, że zajęty rozmową z żoną nie zwróci na niego uwagi. O ile dobrze pamiętał młodzi wrócili niedawno z podróży poślubnej, więc dostał od losu bezpieczny temat na podorędziu.
- Jak się wiedzie w nowej pracy? – kąciki ust brunetki, na które zawsze można było liczyć drgały złowieszczo.
- Mówiłem właśnie, że nie raczyłeś się ze mną podzielić wrażeniami. – dobił
Rafał rozdając kolorowe zawartości w fikuśnych szklankach z Luminarcu.
- A dobrze...
Dobrze - słowo klucz. Tą prawdę uświadomił mu kiedyś stryj podczas rozmowy telefonicznej. Kiedy Zbyszek miał lat dziesięć, bał się telefonów trochę mniej niż obecnie i często podejmował się podnoszenia słuchawki, gdy państwo M. byli zajęci robieniem drinków, następującymi po tym kłótniami lub ewentualnie innymi pracami domowymi. Pewnego razu stryj z drugiego końca przewodu zadał jedno z tych przykładowych pytań, z których składa się konwersacja podczas jazdy windą z sąsiadem, a Zbyszek odpowiedział słowem „dobrze”. Ciepły głos stryja w słuchawce śmiejąc się zbeształ chłopca tłumacząc, że przysłówka „dobrze” używa się tylko wtedy, gdy nie chce się nic powiedzieć i zakończyć temat. Było to jedno z ulubionych wspomnień Zbyszka, tylko im częściej przywoływał to zdarzenie w pamięci tym bardziej się upewniał, że brat ojca nie użył słowa „przysłówek”.
- ... w zasadzie nie mogę narzekać. – desperacko poszukiwał jednej z fikuśnych szklanek by zapełnić usta. – Chociaż pierwsze dni bywają stresujące. Cały czas mam wrażenie, że wszyscy, z szefową na czele czekają na moje pierwsze potknięcie. Chociaż te ognie Mordoru płonące w jej oczach nie wydają się takie straszne, gdy spojrzy się na te beznadziejne fioletowe spodnie w różowe kwiatki, które nosi w każdy piątek.
Idealna recepta na bezpłciową odpowiedź na każde pytanie. Same banały zakończone pseudo zabawną puentą. Na koniec tylko pytanie zwrotne i obowiązek towarzyski wypełniony. Z obserwacji wiedział, że nikt przy zdrowych zmysłach zadając jedno z tych kurtuazyjnych pytań nie oczekiwał szczegółowej odpowiedzi. To byłoby nadzwyczaj nietaktowne.
- Dość o mnie, jak minęła wam podróż poślubna. – wypalił gdzieś między Stevena a jego naturalną blondynką – Marleną.

***

Ultranowoczesność niestety nie zawsze jest praktyczna. Potwierdzał to przykład szklanek z Luminarcu. Fantazyjne naczynia nie domywały się najlepiej, co nie pozwalało się Zbyszkowi skupić na frazach wyśpiewywanych melodyjnym głosem przez Joshua’ę Radin’a. Nie wiedział czemu, ale obcojęzyczne teksty przemawiały do niego bardziej niż polskie. Każde słowo, w rodzimych piosenkach wydawało mu się wyświechtane, pozbawione wartości i zbrukane milionami ust, jak pocałunek prostytutki. Tak zwykł mawiać. Dobrze tylko, że nikt go nie spytał, czy czuł kiedyś w ustach smak dziwki. Musiałby skłamać.
Między pierwszym a drugim „today” refrenu do kuchni weszła czarnowłosa Joanna. Miała kształtny biust, srebrny wisiorek i pusty kieliszek.
- A jednak mężczyźni również potrafią robić dwie rzeczy na raz. – spojrzała mu prosto w oczy, kiedy się odwrócił wycierając ręce.
- I w przeciwieństwie do kobiet nie potrzebują do tego dopalacza w postaci soku witaminizowanego. – odpowiedział wyjmując słuchawki z uszu.
- Dlaczego uciekasz? – pytanie zabrzmiało bardziej poważnie niż mógłby na to wskazywać opróżniony kieliszek. Ten i kilka poprzednich.
- Rafał powiedział ci, że wycofuje się z akcji? Zbliża się korekta, a ja jednak chcę spędzić wakacje w Mongolii.
- Spytam jeszcze raz – odstawiła kieliszek i zarzuciła mu ręce za głowę. – Czemu Rafał nie wie, kiedy ma urodziny jego współlokator. Czemu - podniosła wzrok i przytłoczyła wielkością swoich oczu – nie wiem, czy wolisz slipki, czy bokserki.
- Bo życie to nie Disney.


2.

Czuł ich ciężar w tylnej kieszeni spodni. Były złożone na pół, zagniecione paznokciem i włożone w przegródkę na karty kredytowe aby się nie pogięły. Książkowi bohaterowie często, kiedy ma się wydarzyć coś ważnego, nie wiedzą jak znaleźli się we właściwym miejscu i czasie. Zbyszek doskonale zdawał sobie ze wszystkiego sprawę. Wiedział ile współczujących spojrzeń przesłał mu Rafał, kiedy mało dyskretnie próbował od niego wyciągnąć numer telefonu od Joanny. Prawie ukończył wzór matematyczny, który pozwoli mu obliczyć ile siwych włosów sobie zafundował wybierając przedstawienie, które jej się spodoba i trenując każdy możliwy przebieg rozmowy.
- Wiesz, zaskoczyłeś mnie swoją wiadomością. – powiedziała Joanna stawiając przed nim miskę z galaretką w kolorach tęczy – A twój głos na sekretarce brzmiał trochę tajemniczo. – puściła mu oczko siadając naprzeciwko
Odetchnął z ulgą. To, że zapomniał w wiadomości się przedstawić mogło rzeczywiście zabrzmieć nawet trochę bardziej niż tajemniczo.
- W zasadzie to wszyscy mi to mówią. Seksowny syntetyczny głos i zdolność do zaskakiwania to te cechy, które wyróżniają mnie i Madonnę z tłumu szarych ludzi.
- Długo nad tym myślałeś?
- Niekoniecznie. Ale wiedziałem, że musi paść imię Madonny. – uśmiechnął się do jej bladej szyi.
Teraz od Madonny miał przejść w dowcipny sposób do słynnego występu gwiazdy z Christiną i Britney, gdzie wszystkie szlachetne bojowniczki ze stowarzyszenia Lambda zostały zmieszane z komercyjnym błotem przez jeden pocałunek. Następnie miał wspomnieć o symbolice liczb i szczęśliwie, wypełniwszy wszystkie etapy nawiązać do „Trzech sióstr”, na których premierę zaproszenia wpijały mu się w pośladek.
I pół godziny wcześniej wbiegając po schodach na 7 piętro, kiedy świat był jeszcze piękny i przyjazny, wiedział, że to wszystko powie i zauroczy ją swoimi białymi równymi zębami, tylko niestety nie przewidział, że Joanna akurat dzisiaj włoży śliwkową bluzkę z białym napisem, który obwieszczał światu, że jego właścicielka „leci na Anthonego Perkinsa”. W chwili, w której zobaczył ją w tym stroju miał wrażenie, że połowa słów, które miał wypowiedzieć uleciała pod sufit, a pozostała połowa brzmiała gorzej niż polskie tłumaczenie „Mody na sukces”.
- Tajemniczość jest jak polscy politycy. Są zabawni ale do czasu. – spojrzała na niego uważnie – Więc, co chciałeś mi powiedzieć?
- Wolę slipki.